Drogi Pamiętniczku!
Wybacz, że tak długo nic nie pisałem, ale miałem wiele spraw do załatwienia (znowu ciskali we mnie czosnkiem).
Wracając jednak do tematu naszej rozmowy sprzed ostatniego wpisu... ostatnio (zawsze) mam problem ze snem. Choć bardzo bym chciał, nie mogę sobie pozwolić na odrobinę snu, gdyż pomimo nieprzemakalnych pampersach, jakie noszę w dzień jak i w nocy, gdyż - jak już wcześniej wspomniałem; noszę w majtkach kostki lodu, które podczas snu przesuwają się, zgniatają, topnieją, a następnie ich pozostałości (czyli sama woda) wypływają na zewnątrz (wówczas musiałem się tłumaczyć przed Srellą, iż mam problemy ze wstrzymaniem moczu).
Jakby tego było mało, mój idealnie wyczesany fryz uległ odczesaniu, a z mojej MĄSKIEJ* skóry starła się pielęgnowana balsamem i mąką moja wyczepista bladość.
Dlatego też piję dużo kawy, jednak nic mi to nie daje, więc gdy dostaję ataku złości, bronię się mówiąc, iż brakuje mi krwi. Także ludzie wtedy myślą, że wybieram się napolowanie, podczas gdy tak naprawdę schodzę do piwnicy zagrzewać się w awaryjnym łóżku, gdzie odsypiam. Daremne to jest posunięcie, gdyż nie zasypiam z prostego powodu - boję się ciemności.
Ponieważ moje ciemne soczewki są tak ciemne, że ledwo co widzę, poświęcam drugą połowę nocy na poszukiwanie świeczki, które zwykle kończą się na tym, że proszę o pomoc mojego wiernego i lojalnego pomocnika - Krzywołapa.
No cóż... pokochałbym go jak własnego, domowego psa, gdyby nie te poniższe powody: