niedziela, 3 lipca 2016

Trylogia "Niezgodna" - Krystyna recenzuje



    Stefan w końcu przyznał, że tak naprawdę od zawsze umiał czytać, jednakże był zbyt leniwy, aby wziąć się za jakąkolwiek książkę. Mówiąc szczerze; od kiedy przeczytał trylogię "Niezgodną", dostał traumy i od tamtej pory boi się wrócić do czytania.
     Tak swoją drogą, ciekawe, czy Prostaczek zorientował się, że tylko udaję ślepą. Przeczytanie tabliczki z nazwą klubu musiało mnie zdradzić...
     Wracając! Dwa lata temu, na pewnym forum pewnej strony, Pan Brzęczyszczykiewicz (słodki flirt; Stefan ma dziwne hobby), zapoznał się z tytułem książki "Niezgodna", którą pewna dziewczyna ją sobie wychwalała. Zaciekawiony więc, wyruszył do empiku, gdzie kupił pierwszy tom "Niezgodnej". Wtedy jeszcze nie wiedział, że to był jego największy błąd jaki popełnił w swoim życiu...
      Ponieważ Pan Stefan Brzęczyszczykiewicz jest zbyt przerażony, nie jest w stanie recenzować. Postanowiłam więc zająć jego miejsce i opowiedzieć o tej książce to i owo (ja również czytałam! ...tylko nikomu o tym nie mówcie, bo jeszcze się wyda).


                                                                                                  ***









         "Altruizm (bezinteresowność), Nieustraszoność (odwaga), Erudycja (inteligencja), Prawość (uczciwość), Serdeczność (życzliwość) to pięć frakcji, na które podzielone jest społeczeństwo zbudowane na ruinach Chicago. Każdy szesnastolatek przechodzi test predyspozycji, a potem w krwawej ceremonii musi wybrać frakcję. Ten, kto nie pasuje do żadnej, zostaje uznany za bezfrakcyjnego i wykluczony.
Ten, kto łączy cechy charakteru kilku frakcji, jest niezgodny – i musi być wyeliminowany..."


           No więc jest sobie taka blondynka o imieniu "Beatrice" (jak ta z Harry'ego Potter'a - kuzynka Syrius'a Black'a, którego śmierć wyglądała obciachowo. Na szczęście, całą scenę uratowała muzyka i zwolnione tempo, ale wracając do Niezgodnej...), która należy do frakcji Altruistów, którego członków uważają za sztywniaków. Muszę się z nimi nie zgodzić. Oni nie zachowują się jak sztywniacy, ale jak maniacy religijni, w dodatku wyglądają jak bezdomni. Ich zwyczaje są tak durne, że równie dobrze mogliby mieszkać pod mostem wraz z bezfrakcyjnymi.
           No bo kto normalny unika luster, które są przysłonięte jakąś szafą, ale można je odkrywać raz na ruski rok, aby przystrzyc, skrócić włosy, lub ogolić się. Altruiści nie przykuwają wagi do wyglądu, a wszelkiego rodzaju ozdoby w domu są surowo zakazane. Noszą jakieś szare szmaty, które podkreślają ich biedę. Jedyne co można w nich cenić, to to, że dbają o bezfrakcyjnych, dzielą się z nimi pożywieniem, kocami i tego typu rzeczy.
         Każda frakcja ma własne zwyczaje, przepisy i styl ubioru, a także przysmak, który cieszy się sławą wśród członków frakcji (Altruiści mieli - o ile się nie mylę, owsiankę). Może lepiej na tym skończmy i przejdźmy do rzeczy.


                                                                                                                                                                                                                                                                                           *** 

        Gdy nowe pokolenie osiągnie pewien wiek (bodajże 16 lat), zostają poddani pewnym testom badającym ich zgodność (to właśnie na nim odkryto, że Beatrice jest niezgodna. Kobieta, która przeprowadzała na niej testy ostrzegła, by utrzymała to w tajemnicy, w przeciwnym razie zostanie zlikwidowana przez Erudycję, którzy stoją na czele wszystkich frakcji.
       Następnego dnia zostaje przeprowadzona ceremonia na której można było wybrać frakcję do której chciało się przynależeć, lub - zostać wśród swoich. Odejście z frakcji oznaczało oczywiście odejście od rodziny, którą można było odwiedzać okazyjnie (np. we święta).
       Beatrice od zawsze ciągnęło do Nieustraszoności; frakcji, w której mogłeś sobie na wszystko pozwolić. Ich sposób poruszania się, wrzaski kiedy wyskakiwali z rozpędzonego pociągu zachwycały ją. Byli niczym wolne ptaki. Zazdrościła im. No więc podczas ceremonii Beatrice przecięła nożem skórę, po czym zawahała się na chwilę, ale ostatecznie pozwoliła, by krople jej krwi spłynęły na węgiel - symbol Nieustraszoności.
        

                                                                                                                                                                                                                                                                                              ***


       Z początku historia zapowiadała się naprawdę dobrze. Zaraz po ceremonii nowi członkowie zostali poddani próbom, przy których kilka osób zginęło. Ale co tam! Idziemy dalej. Nie patrzymy za siebie, nie pomagamy nikomu i biegniemy wesoło przed siebie.
       Po przejściu tych prób, Beatrice jak pozostali - pali swoje ubrania i zmienia swoje imię na "Tris". I to tam poznaje Tobiasa, o Jezu... Akcja posuwa się do przodu, robi się naprawdę ciekawie, pojawiają się nawet egzaminy, które polegają na walce z wybranymi przez dowódców osobami, z którymi mają stoczyć ów walkę na arenie (w przypadku filmu - na materacu... co za żenada). Wkrótce Tris staje się najsilniejsza z całej grupy, co nikomu się to nie podoba i niektórzy wręcz starają się, by odniosła kontuzję).
       Mogłabym opowiadać o tym w nieskończoność, ale... nie chce mi się. Powiem jedynie, że gdyby nie zasrany wątek miłosny, książka byłaby naprawdę dobra. Jednak Veronica Roth najwidoczniej okazała się być wielką fanką "Zmierzchu", gdyż stopniowo historia zaczęła się upodabniać do tej o Edwardzie Ciullenie i Belli - Srelli. Także mimo, że romans pojawił się dopiero pod koniec książki, to i tak zalatywał cukrem na kilometr. I tak przez dwie kolejne części, tylko z potrójną dawką.
       Ta książka nie zasłużyła sobie na dłuższą recenzję, gdyż musiałabym skupiać się głównie na wątku miłosnym co (jak już wspomniałam) jest wielką wadą owej książki. 
       Ze smutkiem przyznaję, że przez tą jakże upierdliwą wadę, byłam zmuszona pominąć wszystkie słodkie do po rzygu sceny. Tylko dzięki temu byłam w stanie przetrwać tę katorgę.
       Zdradzę jednak, że wszystko kończy się szczęśliwie. Tris ratuje Chicago przed zagładą i zostaje bohaterką, ale przedtem umiera. Koniec!~ <3 
       Te zakończenie bardzo przypadło mi do gustu, gdyż nie strawiłabym cukierkowego zakończenia. W zasadzie to oczekiwałam, że zginie także Tobias, no ale cóż... nie można mieć wszystkiego. 
       Także miłośnikom książek, w której fabuła toczy się wokół akcji i wielkich zagadek, stanowczo ODRADZAM. Ta książka tylko wprowadzi was w niesmak. Za to fanom "Zmierzchu" z całego czarnego serduszka polecam!
...was każde gówno zadowoli.
        Istnieje także czwarta książka Veronici Roth, która jest spokrewniona z "Niezgodną". Z tą różnicą, że tym razem historia toczy się wokół Tobias'a za czasów, zanim poznał Tris. Przez niesmak jaki odczuwam na samą myśl o tej książce nie pozwoliłam sobie na kupno tej książki. 
        Wystarczyło, że Stefan został poinformowany o pojawieniu się nowej części, zasłonił dłońmi uszy pomimo tego, że jest głuchy. Biedny Stefan...



UWAGA! TA RECENZJA ZAWIERA SPOILERY!!!


     
         Hmm...  chyba już za późno na te ostrzeżenie...


                                                                                          ***
      

          Ta książka była tak głupia i tak przerażająca, że wzięłam wszystkie trzy części zrobiłam z niej ognisko, a na jej ogniu upiekłam kiełbaski. Palce lizać. Za prośbą Stefana, wzięłam także i jego książki, które tym razem spuściłam w toalecie... potem mieliśmy zatkany kibel i musieliśmy załatwiać się w lesie, który rósł w pobliżu domu Pana Stefana, tymczasem Prostaczek zaliczył kilka kleszczy, gdy załatwiał brudną robotę (zastanawiam się, jak to możliwe jest przy jego chorobie przykucnąć, pomimo sztywnych w nogach kości...).
           Wracając jednak do tematu ogniska... zanim stronice książek zostały całkowicie spalone, zdążyłam zrobić naprawdę kilka ślicznych fotek. Niestety, nie jestem w stanie w żaden sposób to udowodnić, gdyż zdjęcia te spłonęły wraz z domem Stefana.
           Zapomniałabym! Dwa dni temu, gdy jeszcze wszyscy byliśmy w pracy, rozszalała się burza, podczas której nasz nowy dom miał nieszczęście zetknąć się z piorunem, który spalił go na dobre. Nie pozostał po nim nawet deska od kibla. Stefan bardzo lubił tę deskę. Podobno to pamiątka po jego świętej pamięci babci, która przesiadywała na niej godzinami, ukrywając się przed komornikami (podobno strasznie zalegała z rachunkami... to chyba u nich rodzinne).
           Mieliśmy wielkie szczęście, że dostaliśmy odszkodowanie, które wystarczy, aby zapłacić za rachunki i jeden miesiąc niespłaconego czynszu. 
           Aktualnie mieszkamy u mojej pracodawczyni, która zgodziła się nam pomóc pod warunkiem, że prócz puszczania się, będę pracowała jako kelnerka ubrana w skąpe ciuchy, które odkrywają tak dużo, że równie dobrze mogłabym paradować nago.
          Nieprawdaż, że ta pani ma złote serce?



                                                                                                              Z poważaniem, Krystyna~   




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz